Dziś zrobiliśmy aż 92km z Suwałk do Gołdapi.
Przewyższenie ponad 600m! A co najgorsze, to w ciągłym deszczu, silnym wietrze, a połowa trasy na błotnistych trasach polnych. To był hardcore! Pelerynka już nie była dobrym pomysłem przy takim wietrze, bo zamieniałem się w żagiel! W pewnym momencie porzuciłem marzenia o suchym ekwipunku i zmieniłem pelerynkę na kurtkę przeciwdeszczową i to był dobry pomysł dla pomyślnego kontynuowania jazdy. Ale wracając do przejazdu. Zaczęliśmy spokojnie wyruszając z Suwałk przed 9. Od samego początku była mżawka, która później zamieniła się w rzęsisty deszcz. Jechaliśmy sobie malutkimi pagórkami szosa asfaltową, to zakręt w lewo, to zakręt w prawo - no nie ma źle. Mnóstwo pastwisk z krowami, wszechobecne bociany. Nagle pagórki znacząco się powiększyły, podjazd zaczął być problemem, deszcz był bardziej intensywny i do tego przy tak silnym wietrze to padało niemal poziomo. Spoko! Damy radę, nikt wojowników nie pokona. Wtedy skończyły się drogi asfaltowe i zaczęły drogi gruntowe… No i zaczęło się! Koła grzęzną, siły dramatycznie zaczyna brakować. Większa liczba postoi zaczęła być koniecznością, a pogoda ani myśli się poprawiać! Znowu robiliśmy ćwiczenia na rozciąganie mięśni i wzmocnienie kręgosłupa. Oj było znów to potrzebne.
W Jeleniewie zrobiliśmy sobie postój na uzupełnię zapasów wody i batonów energetycznych. Tam spotkaliśmy małżeństwo jadące w drugą stronę rowerami elektrycznymi (dla nich łatwizna). Jeden z postojów był przy wieży widokowej. Kolejny przy bardzo znanych dwóch mostach kamiennych w Stańczykach - pozostałość po rozebranej przez Armię Czerwoną linii kolejowej w 1945 roku. Tam zjedliśmy sobie coś ciepłego.
Następnie znów mozolnie pokonywaliśmy liczne wzniesienia głównie już po polnych drogach, po tak prowadzi Green Velo w tym rejonie. Po drodze widzieliśmy liczne wiadukty po wspomnianej nieczynnej linii, oraz nieliczne gospodarstwa rolne rozsiane daleko od siebie, za to mnóstwo pastwisk. Pytałem się krówek, jak im mija dzień, ale ni były rozmowne i żadna nie zamuczała. Nie były towarzyskie 😀 Mijaliśmy najgłębsze w Polsce jezioro Hańcza (108m głębokości), przejeżdżaliśmy przez Suwalski Park Krajobrazowy i obrzeżami Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej.
Nasz motorowy towarzysz podróży w tym czasie zwiedził trój styk granic przy naszym szlaku (Rosja, Litwa, Polska), bo my musieliśmy świadomie zrezygnować z tego odcinka - inaczej całość miałaby 115km, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Obelisk jest otoczony drutem kolczastym.
Niestety w trakcie przejazdu po tym terenie w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych popękały mi szprychy w tylnym kole i jestem zmuszony jutro z samego rana odwiedzić serwis rowerowy w Goldapi - już umówione. Ostatnie kilometry robiliśmy resztkami sił. W końcu udało nam się wylądować w schronisku młodzieżowym w Gołdapi, gdzie mogliśmy umyć siebie i nasze rowery i torby z piasku, którym byliśmy oblepieni. Tym samym właśnie osiągnęliśmy połowę naszej wyprawy!
Wieczorem suszenie rzeczy, kolacja i szybciutko do łóżek spać, zbierać siły przed kolejnym długim etapem tej niezwykłej podróży!
Czy to krowy czy bizony? 🤔
OdpowiedzUsuńSiwy to nie tylko z błota był uwalony .... on jechał za tymi krowami :) .
OdpowiedzUsuń