środa, 30 lipca 2025

Dzień 5: Green Velo Bialystok - Elbląg

 Dziś udało się zrobić wspaniałe 92km przy przepięknej pogodzie z Gołdapi do Korsz. 


To był pełen dobrych i przyjemnych zdarzeń dzień! Co więcej, to był niezwykle kolejowy dzień - idealny dla mnie. Zacznijmy od początku. Z samego rana byłem umówiony w serwisie rowerowym, gdzie musiałem wymienić kilka szprycy w tylnym kole. Jako, że to trochę trwa, to poszedłem na spacer by zobaczyć nieczynną od wielu lat stację kolejową Gołdap (pociągi pasażerskie wstrzymano w 1993 roku). Niestety miasto jest wykluczone komunikacyjnie, choć próbują walczyć o przywrócenie połączeń kolejowych z Ełkiem. Po drodze wracałem przy kolejnej czystej rzeczce Gołdapa. 



Z powodu serwisu roweru ruszyliśmy w trasę z opóźnieniem około 9:30. Już po wyjeździe z miasta wjechaliśmy w bardzo wygodną drogę szutrową. Okazało się, że jest to ślad dawnej linii kolejowej (tej samej dla której były wspomniane wcześnie widowiskowe mosty w Stańczykach - dla przypomnienia linia rozebrana przez Armię Czerwoną w 1945 roku). I tym właśnie śladem linii kolejowej cudownie wyprofilowanym jechaliśmy aż do Węgorzewa, gdzie była połowa naszej drogi. Fenomenalna jakość, wygoda tej trasy pośród polodowcowego krajobrazu pagórków Mazurskich w totalnej ciszy z widokiem na spokojne wioski, pola, pastwiska, łąki i lasy. Zero aut tylko my i co jakiś czas inni rowerzyści pokonujący tą trasę w przeciwną stronę. 








Po drodze mogliśmy oglądać budynki dawnych dworców kolejowych przerobione na domy mieszkalne, np: stacja Grabowen (przed 1945)
czy stacja Albrechtswiesen (przed 1945).

Podczas jednego z postojów okazało się, że Marcinowi popękała obręcz koła i puściły szprychy. Zorganizowaliśmy serwis tym razem w Węgorzewie. Dzięki tej przerwie ja miałem okazję zwiedzić Muzeum Tradycji Kolejowej zlokalizowanej w budynku dworca kolejowego. Niestety Węgorzewo również nie obsługuje już połączeń kolejowych od 2017 (wcześniej przez lata tylko latem turystycznie). W środku wiele pamiątek kolejowych, a na zewnątrz czynna atrakcją drezyn ręcznych, którymi można jeździć po jeszcze istniejących torach. 







Po wymianie obręczy w kole u Marcina mogliśmy ruszyć w dalszą trasę. Zrobiliśmy krótki postój, bym mógł zamoczyć nogi w czystej wodzie jeziora Mamry.



Później trasa była już dużo bardziej utrudniona przez liczne pagórki i jazdę przy szosie. Na szczęście były też zjazdy na drogi szutrowe, w odludnych terenach wiejskich. Częste postoje po pokonaniu wzniesień, wypoczynek w parku w cichutkiej wsi pomagały nam przywrócić siły, by pokonać dalsze kilometry. 









Na 6km przed Korszami spotkaliśmy Rafała na motorze. Krótka przerwa na pogaduszki i wszyscy w swoim tempie ruszyliśmy do miejsca naszego noclegu. 

Potem wreszcie dojechaliśmy do stacji Korsze, gdzie stoi mój ulubiony parowóz Ol49! 

W noclegowni pogadaliśmy chwilę z właścicielami, którzy mają swój przybytek od 35 lat i chcą go sprzedać z powodu swojego zaawansowanego wieku, a wcześniej były tam wesela, dyskoteki. Chwalili się tym. 
Na koniec chcieliśmy coś zjeść i w Korszach o tej porze nie było już wyboru - został nam Kebap. Nic innego nie było o 19 czynne. Wieczorny relax przy piwku i kimonko, by dzień później mieć siłę na kolejne kilometry Green Velo do Lidzbarka Warmińskiego 😁
Marcin nie może doczekać się, by skorzystać ze swojego namiotu, który dzielnie wozi przy kierownicy, a jeszcze ani razu go nie użył. Może tam się uda. Zobaczymy! 







2 komentarze:

  1. Budynki po dworcach jako dom - marzenie! 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak , wyjazd bez spania pod namiotem to nieudany wyjazd-Marcin . Kebsy były dobre .

    OdpowiedzUsuń