1 dzień wielkiej wyprawy rowerowej uważam za otwarty!
Pakowanie toreb, przyczepek trwało aż do 1 w nocy dnia
wczorajszego. Aga kazała mi napisać, że to jej zasługa. A więc muszę się
zgodzić i ten wpis umieścić :P Dziś rano Rafał (szwagier) zabrał torby i dzieci
samochodem, ja z Agą pojechaliśmy rowerami na stację: Aga ciągnęła przyczepkę
bagażową, a ja jechałem trzymając w drugiej ręce rower Kubusia. Poszło jak po
maśle.
Dojechaliśmy do stacji, przerzuciłem wszystkie bagaże sprzed
dworca na peron. To zaledwie kilkadziesiąt schodów w górę i w dół za każdym razem
:P Pierwsze poty zaliczone ;) Na peronie byliśmy około 8:45. Przy okazji
przepuściliśmy 4 pociągi, z których 3 miały 15 minutowe opóźnienie... Nasz
pociąg jako piąty wcale nie był lepszy - 10 minut w plecy. Co ciekawe, tydzień
temu sprawdzałem, gdzie zlokalizowane są wagony dla rowerów. Był pierwszy i
czwarty dla rowerów. Ten czwarty był bezprzedziałowy i do takiego chcieliśmy
wsiąść. Pech chciał, że dziś jechał tylko pierwszy wagon rowerowy, a na końcu
składu były doczepione jakieś wagony niedostępne dla podróżnych, więc pociąg
wyjątkowo daleko podjechał. A więc wszyscy musieliśmy biec z bagażami, rowerami
i przyczepkami jakieś 100m do naszego wagonu i pociąg musiał chwilkę na nas
czekać, bo cała reszta podróżnych już wsiadła :) Wyobraźcie sobie Ja, Aga,
Kasia, Rafał, dziadek i troje małych dzieci – w pośpiechu zbierający 3 rowery,
2 przyczepki i 5 bagaży, biegnący ile sił w nogach przez cały peron slalomem
wśród wysiadających i wsiadających pasażerów. Rafał nawet wsiadł do złego
wagonu, ale na szczęście udało mu się wysiąść i dołączył do naszego peletonu ;)
Na szczęście obsługa pociągu była dla nas wyrozumiała ;) Ostatecznie stało się
dobrze, bo w pociągu jest pełno ludzi, a w pierwszym nie ma prawie nikogo.
Nawet drużyna konduktorska ma swój przedział w drugim wagonie... A więc mamy
przedział tylko dla siebie i widać z niego nasze rowery ;)
Pogoda dopisywała, bo było około 20 stopni i pochmurnie
- w sam raz na podróż! ;) Do Szczecina dojechaliśmy
planowo – o dziwo :)
Wpadliśmy na pomysł, aby pojechać do Świnoujścia jeszcze
tego samego dnia. Pociąg był o 20:17, a więc mieliśmy sporo czasu. Do Świnoujścia
dojechaliśmy ok 22:20. Szybko zapakowaliśmy się na rowery i ruszyliśmy w drogę
szukając jakiegoś pola namiotowego. Niestety, wszystkie chyba były na zachodnim
brzegu Świny :(
Mieliśmy do wyboru peron (bo poczekalnia zamknięta od 21:00), albo jakieś
bezpieczne miejsce na rozbicie namiotu. Wybraliśmy drugą opcję i pojechaliśmy
na plażę, gdzie rozbiliśmy namiot gdzieś o 23:15. O dziwo, na niebie wciąż było
dość jasno. Spakowaliśmy się razem z rowerami i zasnęliśmy :)
Jeszcze jedno: w załączeniu przesyłam Wam pismo, jakie
otrzymałem z PKP Intercity w odpowiedzi na moją skargę dotyczącą brak wagonu
rowerowego w jakimkolwiek pociągu jadącym ze Śląska do Świnoujścia.
Widzicie ten wiadukt za nami? Tam musieliśmy wszyscy biec z widocznym poniżej dobytkiem :)
W okolicy Leszna rodzina odpłynęła w świat snów... :)
Przez to w wieczornym pociągu ze Szczecina do Świnoujścia tryskała energią ;)
W Świnoujściu...
Gdzieś o 1 w nocy Aga zrobiła nam zdjęcie jak śpimy w namiocie na plaży w Świnoujściu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz