Dzień rozpoczęty zgodnie z planem o ósmej rano. Śniadania jak na razie to czysty żart: gofry z syropem, mini dżem, muffinki, jajecznica z proszku i jajka... No jak dla mnie to nie moja bajka. Ale może być, że tak właśnie tu wyglądają te śniadania. Akurat 9 lat temu w USA nie jedliśmy śniadań, bo nie byliśmy w takich hotelach, gdzie je serwowano. Więc dla mnei to duża zmiana. Jestem przekonany, że Amerykanie, gdyby przyjechali do Polski i zjedli jakiekolwiek śniadanie w jakimkolwiek polskim hotelu, to przeżyliby szok, tak byliby zachwyceni :) Ale jest ok, zjadłem 3 jabłka ;) Moi towarzysze doli również sobie dzielnie radzą. Wracając do wycieczki. St. Louis to naprawdę spore miasto, czasem nawet widzieliśmy jakby opuszczone gigantyczne stare gmachy - wielopiętrowe i parkingi również wielopiętrowe, tak wielkie, jak w NY, czy Chicago. Potem doczytałem, że w 1950 roku żyło tu około 850 tyś ludzi, a obecnie w 2023 żyje tu zaledwie około 283 tyś ludzi! Stąd byłem zaskoczony tak wielką liczbą olbrzymich wieżowców, ale na ulicach miasta jakby spokój panował. Fakt, że znajdujące się w mieście liczne autostrady były mimo wszystko mocno zatłoczone. Ciekawostka kolejna jest taka, że właśnie tu znajduje się największy browar świata Anheuser-Bush, gdzie produkują Budweiser! Budweiser jest również jednym z głównych sponsorów tutejszego zespołu MLB - St Louis Cardinals na stadionie Bush Stadium - do którego wrócimy troszeczkę później ;). Ruszyliśmy do centrum, ale nie tak zwyczajnie, jak inni by postąpili - ja wybrałem lokalną kolej miejską - jak na prawdziwego miłośnika kolei przystało. Pojechaliśmy samochodem na parking przy skrajnej stacji kolejki miejskiej w ShrewsburryLansdowne I-44, tam kupiliśmy bilety na Metrolink (zaledwie 5 $ od osoby na cały dzień), a korzystaliśmy aż do nocy z tej wygodnej kolejki, nie kombinując, gdzie można w centrum parkować. Pojechaliśmy do ścisłego centrum, by przejść pieszo pod największy na świecie zbudowany łuk o wysokości i szerokości 192 m! Co ciekawe, jego kształt sprawia iluzję, że jego wysokość jest znacznei wyższa, niż szerokość :) Przepiękny symbol tego miasta tuż przy jednej z najbardziej znanych rzek świata - Missisipi! W drodze powrotnej do kolejki przechodząc pośród pięknych zabudowań olbrzymich wieżowców podeszliśmy do części, w której znajduje się stadion tutejszego zespołu bejsbolowego - St Louis Cardinals! Fantastyczna infrastruktura połączonego stadionu z przylegającymi wielkimi barami wyposażonym w gigantyczne ekrany do oglądania sportu. Coś niesamowitego! Wstąpiliśmy do tego baru i zajadając się tutejszym amerykańskim niezwykle kalorycznym cudownym jedzeniem burgerowym, byliśmy jednocześnie świadkami zwycięstw Polaków na Amerykanami w siatkówce i naszej kajakarki! Tłumczyliśmy Amerykanom, że cieszymy się, bo akurat jesteśmy z Polski. Śmiali się tylko i gratulowali nam :) Dowiedziałem się, że akurat dziś jest mecz bejbola! Dziś. Co za zbieg okoliczności! Zrządzenie losu chciało, bymśy zobaczyli to widowisko, więc poszedłem do kasy, by zakupić najtańsze bilety. Na saaaaamej górze bilety kosztują zaledwie 10 $ od osoby! Kupiłem 10 biletów i strzała z towarzyszami do kolejki. Po drodze wysiedliśmy na Union Station - stacja Amtrak, ale niestety nie można było wejść na peron, bo ten jest udostępniany tylko pasażerom i tylko, gdy ma nadjechać pociąg. Także poczekalnia pełna ludzi i nikogo na peronach. Mimo wszystko widziałem mnóstwo pociągów przejeżdżających tuż przy naszej kolejce BNSF, UP, NS czy Amtrak! Gdy skończyliśmy podróż kolejką, udaliśmy się na historycznego mostu na trasie Route 66 - Old Chain of Rock Bridge nad rzeką Missisipi. Most jest zamknięty dla ruchu kołowego, tylko dostępny dla pieszych. Zatem przeszliśmy go delektując się widokiem zacnej Missisipi. W drodze powrotnej do hotelu zatankowaliśmy paliwo za 3,23 $ za galon, co jest tu przyzwoitą ceną (w Chicago koszt około 4,2 $ za galon). Później stała się straszna rzecz: w drodze z hotelu na kolejkę, by znów pojechać nią na stadion zauważyliśmy, że nie wziąłem biletów ze sobą! Popełniłem straszny błąd wyciągając je z torby! Zrobiłem wielką dramę, choć sam zawaliłem, jak nieopierzony skaut! Wróciłem, dziewczyny drugim autem pojechały już na parking czekając na nas. Jechałem w irytującym korku, ale się udało i zdążyłem na pociąg. Wchodziliśmy na stadion, gdy właśnie mecz się zaczynał! Ufff. Stadion FANTASTYCZNY!!! Atomsfera FANTASTYCZNA!!! Choć wcale nie było tłumów na stadionie, ale i tak było ponad 30 tyś fanów! Stadion docelowo mieści 46 tyś osób. Patrząc na ten mecz nawet zrozumieliśmy zasady gry, której nigdy nie oglądaliśmy wcześniej nawet w tv :) Ciekawostka, że na mecz przyjechał jeden z najbardziej znanych wrestlerów WWE (wolna amerykanka)- Randy Orton, którego lubiliśmy zawsze z rodzinką oglądać na Xtreme Sports :) Pod koniec meczu przyszła ekipa rozmawiająca z kibicami bardzo blisko nas. Przeprowadzając quiz z panią, kamera była skierowana tak, że byłem widoczny na głównym ekranie! :) Hehehe. Mecz nasz zespół wygrał 5-2 i mogliśmy wykończeni wracać do kolejki, stamtąd autem do hotelu, by wylądować w swoich łóżkach około 22:30. To był intensywny i dobry dzień. P.s. W St Louis chyba legalna jest marichuana, bo było ją czuć dosłownie wszędzie: w hotelu, w kolejce, na ulicach - dobrze, że sami się tym zapachem biernie nie najaraliśmy :)
Pora na fotki! Niestety znowu tym razem nie jestem w stanie dawać filmów. Filmy dodam dopiero po powrocie, gdy zmontuję je i opublikuję na YT.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz